Jestem za:), a Wy?
Kto jest za rownouprawnieniem k i m? strona 1 z 12
Równouprawnienie to mit. Na każdej płaszczyźnie. Nie zmienią tego ustawy, parytety nie zmieni tego nic - bo to siedzi w nas głęboko w naszej mentalności, psychice i zawsze będą różnice między kobietą a mężczyzną, białym a murzynem, Żydem a Polakiem, Polakiem czy Niemcem. Nigdy nie będzie równości i zawsze będą z tego powodu jakieś mniejsze lub większe konflikty,
Nic dodać, nic ująć. Chociaż, może ująć przecinek na końcu i dodać kropkę. Jednakże odnosząc się do samej zawartości merytorycznej w 100% zgadzam się z Boginią.
To jak to jest w koncu? Przeciez ponoc kobiety walcza o rownouprawnienie, to w koncu one chca czy nie chca rownouprawnienia?..., czy moze one walcza raczej o kolejne swoje wzgledy zeby ich bylo na wierzchu, a faceta znowu pod pantofel..., czyli kolejna manipulacja matek i corek nowoczesnego swiata...?
To feministki walczą o jakieś uprawnienia. Organizują się w jakieś grupy, malują transparenty umawiają się na pikiety, manifestacje, pochody. Pokrzyczą, postoją, poskaczą potem znowu pokrzyczą. Rozejdą się do domów włączą TV i odpalą jakaś meksykańską telenowelę aż znowu im nie odbije. Prawdziwe normalne kobiety idą na studia, robią magisterkę, czasami doktorat. Następnie zatrudniają się w jakieś dużej międzynarodowej korporacji albo innej firmie, czasami uwiodą prezesa (a co, wolno nam!) awansują, dostają kierownicze stanowisko i rządzą samcami. Różnica między prawdziwą kobietą a feministką jest taka, że prawdziwa kobieta działa i jest ambitna a feministka tylko protestuje.
No, ale te protesty feministek to nie uwazasz Wisienka, ze to tez jest dzialanie...?, to w sumie, wolisz zeby byly czy nie?, skoro i tak manipulujecie facetami na wszystkie sposoby, to lepiej zeby feministki byly jako jeszcze jedna armata z waszej strony czy lepiej zeby nie ich bylo?
Nie. Bo nie przynoszą skutku. To sfrustrowane niespełnione trzydziestoletnie i czterdziestoletnie kobiety, którym w życiu się nie powiodło bo nie umiały wydrzeć pazurami tego o czym marzą i teraz protestują, że nic z ich planów nie wyszło zwalając całą winę na to, że na świecie nie ma równouprawnienia.
Są mi obojętne. Niech sobie będą ale ja się z nimi przyjaźnić nie zamierzam.
A to nie jest tak, że konstytucja gwarantuje mi równouprawnienie? Jedyne czego nie mogę, to zostać księdzem, aczkolwiek nie mam takich aspiracji, więc mi zwyczajnie wszystko jedno.
Gwarantuje wszystkim równość wobec Prawa. Ale równouprawnienie to bardziej skomplikowana sprawa. Chodzi o ogólną sprawiedliwość w życiu nie tyle codziennym co zawodowym. Na przykład wciąż kobieta zatrudniona na tym samym stanowisku co mężczyzna zarabia od niego mniej mimo, że wykonuje te same obowiązki.
Teraz rozumiem. Ale wydaje mi się, że jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Nie chcesz być dyskryminowana w pracy ze względu na płeć, to nie pracujesz na etacie, tylko się kształcisz, ciężko zapieprzasz, zakładasz własną firmę i żyjesz. Bez walki, bez łaski facetów i bez pikietowania w deszczu z całym stadem smutnych feministek.
Ale u nas nie ma już zasadniczej służby. Poza tym kobiety mogą iść do wojska jeżeli chcą.
Dokładnie. Jest wiele możliwości i dróg do wyboru dla kobiety. W ostateczności też zawsze można zmienić kraj w którym się żyje.