praksyda: moja siostra w Szwecji pracowała w takim ośrodku, nie było tragedii, nie wiem jak jest u nas
Miałam praktyki wiele lat temu w kilku DPSach i:
1. Pierwszy mieszczący się niemal w centrum Poznania - masakra. Tam ja i kilku moich znajomych zaraziliśmy się świerzbem, bo piguły miały zakaz nam mówienia, że takie coś opanowało nasz oddział, a my wiadomo nie wystartujemy do babcinki w rękawiczkach gumowych, bo to głupie i nieludzkie. W każdym razie samo leczenie trwało chwilę, ale zdiagnozowanie kiedy nikt z nas nie wiedział co się z nami dzieje trwało długo. Ja tam tylko drapałam się przez sen do krwi, ale koleżanka chodziła do dermatologa chyba z 3 miesiące i ten (głupi zresztą) nazapisywał jej różnych maści za kupę siana. Poza tym warunki mocno średnie, zapach okropny, personel również, znieczulica totalna. Jedyna co wyniosłam stamtąd fajnego, to mega ale to mega szacunek dla ludzi starszych. Nigdy nie zapomnę jak jedna z babcinek umarła, wyłam chyba z tydzień.
2. Ośrodek, który prowadziły zakonnice. Okazuje się, że te są mocno obrotne, bo wyposażenie świetne, ładnie i czysto, ale one same jesu, jakiś koszmar.
3. Podobny ośrodek jak wyżej, również prowadzony przez zakonnice, jednakże dużo większy, przez co nie było czuć rodzinnej atmosfery, a ta jest ważna dla starych ludzi, naprawdę.
Reasumując ja nauczyłam się wielu dobrych rzeczy, sama stałam się dzięki tym praktykom lepszym człowiekiem, ale podejrzewam, że gdybym pracowała tam kilkanaście lat to by mnie dopadła również znieczulica, a to jest straszne.
Nie ma czegoś takiego jak dobry, fajny i przyjazny dom spokojnej starości jeżeli chodzi o te publiczne. Być może w prywatnych wygląda inaczej, tego nie wiem. Wiem jedno, że chyba by mi musieli nogi i ręce odciąć żebym oddała mojego rodzica do takiego miejsca.
Ludzie starzy potrzebują troski, a nie traktowania ich jak kolejną rzecz, którą z musu trzeba się zająć, nie po to kurdę dygali całe życie, by być traktowanym przedmiotowo, by czuli się totalnie zbędni, by z utęsknieniem czekali na śmierć, by już nie zawadzać na świecie nikomu.
Się rozpisałam, wiem, ale kiedy zaczynam nad tym rozmyślać to szlag mnie trafia, po prostu. Dlatego jak słyszę ludzi jęczących, że jadąc tramwajem jakaś babcinka stoi i dyszy nad uchem, bo chce usiąść to również mi się nóż w kieszeni otwiera.
Dobra, inaf.