Co wy na to Kobietki?
Bez kasy i samochodu zapomnij o miłości strona 12 z 21
Ja się dziwię jak zdłem za pierwszym razem, jeszcze teoretyczne to byl rposty i do nauczania, plac tez le w miescie to bylo kiepsko, mimo to zdałem. Nie prowadzilem ozniej uata przez ponad rok, bo nigdy nie chcialem tego prowadzić.
A co do kasy i randki, to można np zamowic pizze, wybrac sie jak blisko mnie na lotnisko, wspiac sie na zalesiony hangar i podziwiac szybowce, statki powietrzne i paralotnie. Tak też jest fajnie.
Ale @Sarna ma racje! W 10000% sie zgadzam. Jesli kobieta ma prawko, swoje mieszkanie, dobra prace to logiczne ze bedzie wymagala niezaleznosci od swojego partnera. Wiec ruszyc dupy a nie plakac nad soba;)
Każda szkoła nauki jazdy ma swój system :) Każdy ośrodek egzaminacyjny, ma swoje trasy.... :) Jeżeli szkoła je zna i uczy Cię na trasie którą prawdopodobnie egzaminator Cię poprowadzi, to nie da się tego oblać, bo w pewnym momencie znasz ją już na pamięć :) Jeżeli szkole będzie zależeć na klientach, a będzie, bo to jednak dość spora kasa, to postara się.... by zdawalność była maxymalna
w razie konieczności i wypadku, będzie na pewno wymagać tego, by móc na kogoś liczyć, a nie tylko na siebie i dobry lub zły nastrój sąsiada. Nie zawsze rowerem, oznacza bezpiecznie ....wtedy samochód i prawko jest potrzebne, a czasami, może nawet ratować czyjeś życie.
Panowie, nikt od was nie wymaga cudów na kiju, a zapewnienia podstawowych potrzeb i bezpieczeństwa waszych rodzin i najbliższych. To, że wy robicie tysiące zdjęć na tle BMW tym samym obniżając swoją wartość jako osoby, a chcecie ją podnieść sztucznie przy pomocy kawałka złomu, to wasz później problem.
Jedynym system jaki sie przydał, to był element placu manewrowego, mianowicie parkowanie rownoległe. :)
Niewiem co teraz by musiało się st6ać aby zmusić mnie do prowadzenia auta, jeszcze jakby był bez wspomagania kierownicy.
w życiu nie zrobiłebym zdjęć na tle samochodu, a zwlaszcza cudzego. :)
Wybierałam szkołę o najwyższej zdawalności wśród kursantów i zdałam za 2 razem. Coś w tym jest :) Uwierz mi, że technicznie, nie dało się tego nie zdać, bo trasę mieliśmy wklepaną w głowie podczas nauki.Instruktorzy każdy zdany egzamin traktowali jako swoisty sukces. Chyba, że faktycznie trafiła się "noga" do jazdy, to też mieli to gdzieś
Akurat osrodek w którym ja zdawałam, nie świecił przykładem i kilka tygodni po moim egzaminie, wybuchła afera łapówkarska. Jak widać nie wszyscy brali i zdarzały się przypadki w miarę ogarnięte. Zresztą, do dzisiaj słyszy się różne opinie na ich temat jednak ja na nich nie narzekam. Testy wyklepałam na przysłowiową "blache"(zdałam za 1 razem) a jazdę mi wklepali :) Podobno najgorzej zdawało się w Rzeszowie,bo dużo osob z tamtych właśnie rejonów zmieniało ośrodki egzaminacyjne
Tego właśnie nie rozumiem jak można nie zdać testów testów teoretycznych. Ja zdawałem wpierw te testy w swojej szkole, za pierwszym razem nie udało się, następnego dnia wyuczyłem się wszystkiego i poszło prosto. Chyba podczas egzaminu, popełniłem jeden błąd ale to było dopuszczalne. Natomiast polec na praktyce to jeszcze nie tak źle.
Mnie za 1 razem zgubiła panika i nerwy no i na mieście oblałam :) Wszyscy myśleli, że zdałam, bo na plac wróciłam za kierownicą, a nie tak jak jest praktykowane, że egzaminator wysadza Cię z miejsca kierowcy. No ale wróciłam z miasta po 15 min, to już mnie automatycznie dyskwalifikowało, bo egzamin trwał 1h :)
Nie, nie na nowych zasadach, ale na plac manewrowy miałeś jakieś 10-15 min. Później miasto, a dojazd do najbardziej newralgicznych i najgorszych punktów na mieście, gdzie egzaminatorzy najczęściej oblewali, bo albo były tak zwężone pasy ruchu, że trzeba było mieć naprawdę duże wyczucie samochodu,by nie przejechać podwójnej, albo znaki zmieniały się jak w kalejdoskopie , zajmował około 30 nim + powrót do ośrodka. W sumie(zależy o której zdawałeś i w ilu korkach po drodze utknąłeś) dawało Ci jakąś godz.
A dziękuję :D Jeszcze zamierzam się zająć robieniem witrażu ;)