Slayer jest zespołem technicznie lepszym od Metallici, ale mimo wszystko sądzę, że w zestawieniu obu kapel lepiej wypada jednak Metallica. Poziom muzyków Slayera stoi na bardzo wysokim poziomie, no może poza Arayą, który basistą i wokalistą jest raczej przeciętnym. Na przestrzeni wszystkich płyt Slayera zawsze odnosiłem wrażenie, że i Hanneman i King piszą utwory na jedno kopyto. RiB, SoH są płytami wybitnymi ale w porównaniu z jakąkolwiek płytą Hetfielda i spółki z tamtego okresu (do roku '90) wypadają słabiej. Kill' Em All bije na głowę Show no Mercy a Ride The Lightning i Master of Puppets bije na głowę wszystko co stworzył Slayer. Nie przez oszałamiającą technikę, solówki, czy wściekły wokal Jamesa, ale przez różnorodność, której Slayerowi brakowało zawsze.
Owszem, można narzekać na zmianę stylu Metallici przy Czarnym Albumie lub jeszcze później przy Load/Reload, ale Slayer z tamtego okresu wcale lepiej nie wypadał. Nagrał ostatnią dobrą płytę w '94 (Divine Intervetion) po czym zespół zaliczył spory regres.
Bawi mnie jednak ludzie, że utożsamiacie Metallicę po części wyłącznie z przereklamowanym Nothing Else Matters - Dajcie spokój! Metallica napisała wiele DUŻO lepszych ballad. Po stronie Slayera w tekstach Arayi doszukujecie się "sęsu" ukrytego. Przeczytajcie sobie tak może teksty Hetfielda z mniej znanych utworów/zapychaczy z pierwszych albumów Metallici.