Jako ,że widzę mało recenzji w tym klanie postanowiłem się zabrać do roboty i znów coś naskrobać. Tym razem mowa będzie o Aura Noir. Dla nieoświeconych: jest do norweski zespół black metalowy grający w bardzo oldscholowym stylu będącym mieszanką Celtic Frost, Hallhammera starego Mayhem, Venom, Nifelheima, Slayera i ogólnie rzecz biorąc wczesno black-thrasowych klimatów. Warto też wspomnieć ,że w zespole udzielają się takie sławy jak gitarzysta Mayhem - Blasphemer. Przejdźmy do samej płyty. Pierwsze co rzuca się w uszy to połamane i "krzywe" riffy, brudna produkcja i niechlujny wokal. Czyli wszystko co tygryski lubią najbardziej. Co do klimatu wystarczy spojrzeć okładkę i przeczytać tytuł by wczuć się w nastrój krążka. Wszystkie utwory utrzymane są w średnich tempach, czasami pojawiają się przyspieszenia. Warto wspomnieć też o świetnych solówkach, jednak warto zaznaczyć ,że nie są to popisy w stylu Kirka Hammeta a raczej kilkunastosekundowy jazgot dodający kawałkowi "to coś" ,że staje się kopniakiem prosto w twarz. Niemal każdy z tych nietypowych połamanych riffów pozostaje szybko w pamięci co sprawia ,że z każdym kolejnym przesłuchaniem płyta coraz bardziej "gładko" nam wchodzi. Jedynym mankamentem płyty jest to ,że jest strasznie krótka (38min) Najlepsze kawałki to
"Shadows Of death", "The Stalker", "Iron Night/Torment Storm", "South American Death".Reasumując. Jeśli lubisz wspomniane na wstępie zespoły, wiesz czym jest black metal w jego najbardziej pierwotnej, obskurnej i brutalnej formie to płyta dla Ciebie. Jeśli zaś gustujesz w nowocześniejszym graniu daruj sobie słuchanie tego zespołu bo będzie to dla Ciebie tylko strata czasu.
Moja Ocena 8/10
