Od wielu lat wszyscy pytanie mnie o definicję Miłości.
Czas, bym w końcu opracował Ją, swoją własną.
Ok.
Miłość nie jest uczuciem.
Miłość ma tyle wspólnego z uczuciami,
co klawiatura z myszką. Owszem, myszka, tj. uczucia,
nadają kierunek Naszym działaniom, ale pełną treść,
pełne znaczenie i sens nadaje klawiatura. A co za tym
idzie mózg. Czy kochać, więc, tzn. nie opierać się na uczuciach?
Nie.
Kochać, to czuć i myśleć jednocześnie.
Kochać, to nie uzależniać się od dopaminy,
która wywołujemy przez prowadzenie podwójnego życia.
Kochać, to także umieć funkcjonować z podwyższonym
poziomem kortyzolu w mózgu.
Dopamina - jest hormonem szczęścia, zakochania.
Kortyzol - jak wiemy - jedynie stresu.
Kochać, to rozwijać w sobie inteligencję emocjonalną.
Kochać, pragnąć i szaleć - można także i po latach,
pod warunkiem, że będziemy w sobie pielęgnować
wierność, a co za tym idzie - i Naszą namiętność.
Co zrobić, gdy namiętność wygasła?
Wystarczy zajrzeć w siebie.
Może ulegliśmy dewiacji egoizmu i potrzebujemy
farmakoterapii - serotoniną? A ja powiem tak.
Nie potrzebujemy. Miłość - sama w sobie -
implikuje Nam serotoninę do mózgu.
A co za tym idzie .. i szczęście .. i namiętność
potrzebną Nam do kształtowania .. także i tej
przyjemnej strony rzeczywistości.
Nie kocham już? Przestałam już kochać?
Bzdura, kłamstwo i iluzja.
Jeśli tak myślimy - znaczy się, że nigdy nie kochaliśmy.
Prawdziwa Miłość ZAWSZE rodzi się w bólu.
Niejednokrotnie po latach stałego związku.
Wszelkie uczucia, stany zakochania,
projekcje hormonalne w mózgu
- nie mają z Nią żadnego powiązania.
Poza tym, że .. rozpoczynają jedynie drogę,
na której .. szukamy Tego, co każdy nazywa
Miłością. Tą Prawdziwą, nie z filmów i ulubionej muzyki..