Miała na imię Sesja...
nie wiem jak na Twojej uczelni ale z reguły egzaminem kończą się po prostu wybrane przez uczelnie przedmioty :) Nigdy u mnie to nie były wszystkie, a wręcz tych przedmiotów było max 3 z których były egzaminy
3-4 egzaminy z najważniejszych, zdaniem uczelni, przedmiotów. Z reszty zwykłe zaliczenia. Tak to wygląda u mnie :)
U mnie wyglądało to tak
Z niektórych przedmiotów były egzaminy (pisemny, ustny w zależności od widzimisię kierownika katedry) aby do niego przystąpić trzeba było mieć wczesniej zaliczone ćwiczenia, laborki, projekt. Z przedmiotów, z których nie było egzaminy pisało się zaliczenie wykładu. Na szczęście aby przystąpić do zaliczenia wykłady, nie trzeba było mieć zaliczonych ćwiczeń/projektów/laborek. Różnica pomiędzy zaliczeniem, a egzaminem była czysto formalna. Na egz. przychodziło się w garniaku i pisało się go w trakcie sesji. Na zaliczenie obowiązywał strój codzienny i zaliczało się go przed sesją.
Na pewno znajomości na roku nawiązane jakieś :) można popytać może ktoś jest rozeznany w tym lepiej :) może ma info od roku wyżej :P
ewentualnie odnośnie formy zaliczeń i przedmiotów jest coś na stronie uczelni : )
Na każdej uczelni jest inaczej więc nie rozumiem czemu tu się pytasz o takie rzeczy.
Poza tym może czas zacząć na zajęcia ? Bo z reguły na każdych pierwszych zajęciach z danego przedmiotu prowadzący/a mówi jakie u niej są wymagania żeby zaliczyć przedmiot, czy jest to egzamin, kolokwium czy po prostu jakaś praca zaliczeniowa.
Zazdroszczę Ja na pierwszym roku miałam 18 przedmiotów i minimum połowa to były egzaminy a reszta już kolokwia czy tam jakieś inne zaliczenia.
A co do samej sesji , ona tylko tak strasznie wygląda. Zawsze jak dostawałam kartę egzaminacyjną to byłam przerażona a później jak już całą zapełniłam to sie dziwiłam jakim cudem tak gładko poszło :D
Ale niestety trochę się trzeba przyłożyć, nie licz na inną opcję ;)