Widzę, że wiele osób oddaje się tu pod osąd innych swe mniej lub bardziej poważne dzieła, ja pragnę zaprezentować swoją humorystyczną rymowankę napisaną na cześć pewnego 19-letniego już młodego człowieka ze Szczecina, który uwielbia piłkę nożną ogrodową, uprawianą ze swoim 13-letnim kuzynem, a filmiki z tych zmagań umieszcza w internecie.
Garden Football
Chciałem opowiedzieć wam pełen smutku
o tym co zdarzyło się u mnie w ogródku.
Zagrałem wczoraj - ja kontra kwiaty...
Niestety kurczak, dostałem baty,
lecz wytłumaczyć się muszę czym prędzej...
Ja byłem sam!!! ich było więcej!!!
Żaden wstyd przecież w piłkę kopaną
ulec dwudziestu dwóm tulipanom.
Wynik do przerwy sześć do jednego
i tutaj wspomnieć muszę kolegom
jak ową bramkę strzelić zdołałem,
szczęście me w tym, iż sędzia krasnalem
był i podyktował dla mnie rzut karny
ja chociaż strzelec ze mnie dość marny
kopnąłem mocno z dużego palca,
piłką był arbuz do uja walca...
Nim jednak znowu coś z siebie wyduszę
rzecz ważną kolegom wspomnieć tu muszę,
bowiem przeoczyć tego nie można,
iż bramki z doniczek były i rożna.
Tak więc kopnąłem tego arbuza,
lecz się potknąłem, nabiłem guza...
Pewnie myślicie - ha, ha, nie trafił!!!
Lecz ja niczym słynny skądinąd Kadafi,
nie ten libijski, lecz Roger Milla,
kopnąłem arbuza mocno, ten odbity od grilla
uderzył w doniczkę i po kamieniu,
kiedy leżałem okrakiem w skupieniu,
rykoszetem krasnala uderzył w jądra,
ten toż skrzat przecież istota mądra,
odbił arbuza kierując do bramki...
oj jak czepiały się tulipanki.
Nie pamiętały bowiem te leszcze,
iż na boisku sędzia powietrzem!
6-1 tak więc było do przerwy,
w przerwie nabrać pragnąłem werwy,
strzelić hat-tricka, poprawić staty,
a przede wszystkim odrobić straty.
I gdy połowa się miała zaczynać
słyszę ja kroki, widzę kuzyna.
Mateusz tak zwie się kompan mój młody,
drybling ma dobry i świetne zwody...
przy tym ma tylko trzynaście lat,
myślę więc sobie - to kwiatów kat...
razem na pewno spotkanie wygramy,
nie mają szans już tulipany.
Lecz zanim ozwał się trzask mej piłki
kwiaty również zebrały posiłki.
Nie autobusem, lecz limuzyną
przybyły maki spod Monte Cassino.
Za nimi chryzantemy przybiegły złociste
zrobić prawdziwą nam rekonkwistę.
Kuzyn nie bardzo zdecydowany
mówi: może jednak mecz ten poddamy?
Lecz ja mając słowa te z leksza w dupie
krzyknąłem: kur..., po moim trupie!!!
Druga połowa choć dosyć nudna
była niezwykle męcząca, trudna...
opanowały kwiaty nasz środek pola,
nie dały strzelić sobie choć gola...
doskonale również grały w odbiorze
mój długi drybling tu nie pomoże...
nie było miejsca, zawiodła też siła...
mecz się zakończył - wynik mogiła...
A morał taki z tej opowieści,
że choćbyś przegrał jeden - trzydzieści
choćbyś nie grał w żadnym klubie
umieść swe filmy na wrzucie, You Tubie.
Dzisiaj przegrywasz w ogródku z kwiatami
jutro te kwiatki będą gwiazdami...
Nie wierzysz kolego? spójrz w hiszpańskie strony
tam narcyz Ronaldo kosztuje miliony.
Garden Football
Chciałem opowiedzieć wam pełen smutku
o tym co zdarzyło się u mnie w ogródku.
Zagrałem wczoraj - ja kontra kwiaty...
Niestety kurczak, dostałem baty,
lecz wytłumaczyć się muszę czym prędzej...
Ja byłem sam!!! ich było więcej!!!
Żaden wstyd przecież w piłkę kopaną
ulec dwudziestu dwóm tulipanom.
Wynik do przerwy sześć do jednego
i tutaj wspomnieć muszę kolegom
jak ową bramkę strzelić zdołałem,
szczęście me w tym, iż sędzia krasnalem
był i podyktował dla mnie rzut karny
ja chociaż strzelec ze mnie dość marny
kopnąłem mocno z dużego palca,
piłką był arbuz do uja walca...
Nim jednak znowu coś z siebie wyduszę
rzecz ważną kolegom wspomnieć tu muszę,
bowiem przeoczyć tego nie można,
iż bramki z doniczek były i rożna.
Tak więc kopnąłem tego arbuza,
lecz się potknąłem, nabiłem guza...
Pewnie myślicie - ha, ha, nie trafił!!!
Lecz ja niczym słynny skądinąd Kadafi,
nie ten libijski, lecz Roger Milla,
kopnąłem arbuza mocno, ten odbity od grilla
uderzył w doniczkę i po kamieniu,
kiedy leżałem okrakiem w skupieniu,
rykoszetem krasnala uderzył w jądra,
ten toż skrzat przecież istota mądra,
odbił arbuza kierując do bramki...
oj jak czepiały się tulipanki.
Nie pamiętały bowiem te leszcze,
iż na boisku sędzia powietrzem!
6-1 tak więc było do przerwy,
w przerwie nabrać pragnąłem werwy,
strzelić hat-tricka, poprawić staty,
a przede wszystkim odrobić straty.
I gdy połowa się miała zaczynać
słyszę ja kroki, widzę kuzyna.
Mateusz tak zwie się kompan mój młody,
drybling ma dobry i świetne zwody...
przy tym ma tylko trzynaście lat,
myślę więc sobie - to kwiatów kat...
razem na pewno spotkanie wygramy,
nie mają szans już tulipany.
Lecz zanim ozwał się trzask mej piłki
kwiaty również zebrały posiłki.
Nie autobusem, lecz limuzyną
przybyły maki spod Monte Cassino.
Za nimi chryzantemy przybiegły złociste
zrobić prawdziwą nam rekonkwistę.
Kuzyn nie bardzo zdecydowany
mówi: może jednak mecz ten poddamy?
Lecz ja mając słowa te z leksza w dupie
krzyknąłem: kur..., po moim trupie!!!
Druga połowa choć dosyć nudna
była niezwykle męcząca, trudna...
opanowały kwiaty nasz środek pola,
nie dały strzelić sobie choć gola...
doskonale również grały w odbiorze
mój długi drybling tu nie pomoże...
nie było miejsca, zawiodła też siła...
mecz się zakończył - wynik mogiła...
A morał taki z tej opowieści,
że choćbyś przegrał jeden - trzydzieści
choćbyś nie grał w żadnym klubie
umieść swe filmy na wrzucie, You Tubie.
Dzisiaj przegrywasz w ogródku z kwiatami
jutro te kwiatki będą gwiazdami...
Nie wierzysz kolego? spójrz w hiszpańskie strony
tam narcyz Ronaldo kosztuje miliony.