pragmaforever
pragmaforever
  19 lipca 2008 (pierwszy post)

Usiadłem. Zwykle to robię, kiedy chce mi się siedzieć. Teraz było inaczej bo usiadłem, kiedy najzwyczajniej w świecie nie byłem w stanie ustać. Grawitacja jest chyba najgorszą rzeczą, jaka mogła nam się przytrafić. Gdyby nie ona, spóźniając się do pracy miałoby się tysiąc pomysłów na wytłumaczenie. Gdy Wirtych stanąłby jak co dzień rano w drzwiach mojego gabinetu, patrząc na mnie tradycyjnie jak na nieznaną dotąd odmianę łosia, odwróciłbym się w drugą stronę mówiąc spokojnie ?Wiatr był północny, trochę mnie zniosło?. Siedziałem. Kilka razy ruszyłem zamaszyście prawą nogą jak byk, przymierzając się do ataku pionowej postawy ciała. Ale stanowczo łatwiej byłoby zasnąć. Więc zasnąłem.

***

Marmolada. Te wyszukane słowo jako pierwsze wpełzło do mojej głowy kiedy otworzyłem oczy. Może dlatego że byłem głodny. Nawet jeśli, to moja lodówka od początku pobytu w tym mieszkaniu nie poznała jeszcze słowa ?marmolada?. Jedyną rzeczą jaka znajdowała się w niej w słoiku były kiszone ogórki. I to w dodatku nieco spleśniałe. Podsunąłem sobie pod dupę taboret i siedziałem gapiąc się w dym ulatujący z gorącej kawy. Ktoś zadzwonił do drzwi. Nie wstałem.
- Wstawaj gnoju! ? krzyknął ?Ktoś?. To Ewa ? moja była żona. Tylko ona nazywa mnie gnojem. Początkowo nazywała mnie alfonsem, ale uznała że to brzydki zwrot.
Nie wstałem. Nie było potrzeby, bo mimo że rozwiedliśmy się już 3 lata temu, Ewa wciąż miała klucze do mieszkania. Krzyk zza drzwi nie ustępował. Spróbowałem wypić trochę kawy, ale całe przedsięwzięcie skończyło się na chęci. Nigdy nie lubiłem kofeiny. Chwilę później łagodne oblicze mojej byłej żony ukazało mi się przed oczyma.
- Przyszłam po alimenty. ? oświadczyła zdecydowanie. ? W tym miesiącu jeszcze nie zapłaciłeś.
Rzeczywiście. Ostatnimi czasy większą część pieniędzy przepijałem, a mniejszą przepalałem. Płacę Ewie alimenty, mimo że nie mamy dzieci. Chyba płacę za dzieci, które mielibyśmy, gdybyśmy pożyli ze sobą jeszcze kilka lat. Tak próbuję to sobie wytłumaczyć.
- Ewa, jestem chory. ? powiedziałem drżącym głosem. ? Wszystko wydaję na leki.
Skłamałem. Od kiedy pamiętam, nie wydałem ani grosza nawet na witaminę C. Nauczyłem się w rodzinnym domu, że choroba po pewnym czasie mija sama. Albo łagodnie, albo mniej łagodnie, np. przez śmierć. Ale mija.
Ewa wyraźnie robiła się zdenerwowana. Pewnie już wymarzyła sobie jakieś koronkowe majtki. A wizja mojego bankructwa zamykała przed nią drzwi przyszłości. Przyszłości Ewy i jej nowych majtek. Głos awanturującej się tak znanej a zarazem tak obcej mi kobiety stawał się coraz mniej słyszalny. Tak jakbym zanurzał się głęboko w otchłań oceanu, a to co ponad jego poziomem było już nieważne. Otworzyłem zaspane dotąd oczy by przyjrzeć się jak odchodzi. Zobaczyć jak wygląda kobieta niezaspokojona finansowo.
Wyszedłem z mieszkania. Na klatce spotkałem sąsiadkę ze świnką morską na smyczy. Wołała do niej ?Pupcia, wracamy! Nie chciałaś zrobić kupy to idziemy do domu!?. Pupcia była wyraźnie zdezorientowana. Do tego stopnia, że wypięła swoją pupcię i zrobiła to czego pożądała jej właścicielka. Z obrzydzeniem opuściłem to towarzystwo i wybiegłem na ulicę. Padał deszcz. Szedłem wzdłuż Alei Kopernika, sam nie wiem po co. Potrzebowałem ludzi, ich zapachów, głosów. Musiałem poczuć, że nie jestem sam. Buty przemokły, więc zdjąłem je i szedłem na boso. Patrzyłem przechodniom na stopy. Ich buty pewnie też przemokły, ale oni byli za słabi, żeby je zdjąć. Czuliby się zbyt obcy. Zbyt indywidualni. Swoi. Aż nagle w tłumie ludzi, jak w lesie, zobaczyłem nagie, kobiece nogi. Uniosłem wzrok. Była młoda, miała może 17 lat. Nie szła, stała w krótkiej sukience jak słup, na środku chodnika, cała mokra. Krople wody spływały po jej twarzy i rozmywały mocny makijaż. Była inna, to wiedziałem od początku. Była sobą. Stałem kilka metrów przed nią, rozpędzeni ludzie trącali o mnie barkami, siatkami, wózkami. Nie podszedłem bliżej. Czekałem, aż rozpłynie się w deszczu jak ziarenko cukru. Nim to zrobiła, upadłem.

omnis homo mendax

Zawsze chciałem budzić się wraz z pianiem koguta. Chciałem otworzyć oczy, pójść do łazienki po ogrzanych promieniami słońca kafelkach, oblać twarz chłodną, choć nie całkiem zimną wodą. A potem żyć, tak jakby nigdy nic, tak jakby każdy dzień był moim pożegnalnym dniem. Kiedyś Ewa zapytała mnie, czym tak naprawdę jest raj. Nie wiedziałem. Dziś potrafię powiedzieć, czym byłby raj, gdyby był. Byłby śpiewem wron, które nie potrafią śpiewać. Byłby chwilą, która mija szybciej niż płatek śniegu wrzucony do kominka. Byłby tym, o czym boimy się opowiedzieć ? byłby nami.

Ktoś niewinnie i strachliwie poruszył klamką. Drzwi lekko się uchyliły, a zaraz potem zamknęły z hukiem. Ktoś zapukał.
- Czego? ? zapytałem uprzejmie jak na mnie.
Gdy bardzo chcemy, w ciszy potrafimy odnaleźć nieistniejące, choć zamierzające istnieć głosy. Cichy szept zdał się słyszeć w mojej sali.
- Pytam czego. ? powtórzyłem równie przyjemnie jak ostatnim razem.
Nikt nie odpowiedział. Tym razem jednak drzwi ponownie uchyliły się i do pomieszczenia wszedł mały chłopiec. Próbowałem sobie przypomnieć skąd go znam, ale nie umiałem. Stał przez jakieś trzy minuty nie wypowiadając ani słowa. Czułem się dziwnie spokojny, o nic nie pytałem, wiedziałem, że i tak nie odpowie. Podszedł do łóżka, złapał mnie za rękę i zaczął płakać. Nigdy nie umiałem patrzeć na dziecięce łzy. Odwróciłem się więc, by chłopiec nie widział moich łez. Nie wiedziałem czemu rozkleiłem się jak pierogi. Byłem wykończony. Wiedziałem że mojego płaczu nie da się ukryć. Chciałem więc spojrzeć na dziecko i przytulić je, poczuć że nie jestem sam. Ale byłem sam. Byłem jedynym człowiekiem znajdującym się w sali na oddziale intensywnej terapii. Byłem człowiekiem który od lat płakał sam do siebie. Przypomniałem sobie skąd znałem tego chłopca. Wymyśliłem go także ostatnim razem...

Każdy człowiek najbardziej boi się śmierci. Kiedy zaczyna umierać, przestaje się bać. Cierpienie to nie ból, to samotność w bólu. A ja byłem samotny. Ewa nie przychodziła, bo wiedziała, że nie dam jej pieniędzy. Znajomi nie chcieli patrzeć, jak umieram. Dzwonili czasem pytając, czy czuję się dobrze. Ja wiedziałem, że pytają o to, czy jeszcze żyje. Moim jedynym towarzyszem był chłopiec od łez, który pojawiał się niemal codziennie. Z czasem nauczył się do mnie mówić, a ja mówiłem do niego. On zawsze mówił to, co chciałem usłyszeć, myślał to, co chciałem żeby myślał. A co najważniejsze, wiedziałem, że będzie ze mną do końca. Że zawsze znajdzie dla mnie czas. Że zawsze znajdzie łzy.

Czasem myślałem o bosej dziewczynie, która była ostatnim widokiem, jaki pamiętam spoza więzienia śmierci. Próbowałem stworzyć piękną historię, by uzupełnić pustkę między 23, a 28 stycznia. Wyklejałem więc czarną dziurę urywkami filmu, którego byłem reżyserem i głównym bohaterem. Może to właśnie ona zadzwoniła po karetkę. Może to ona trzymała mnie za rękę i krzyczała bym nie umierał. Może ona przyniosła moje rzeczy z domu, kupiła pełną reklamówkę papek dla niemowlaków, które muszę jeść. Wciąż jednak gdy kończyłem reżyserować i dziura była zaklejona, uświadamiałem sobie, że jestem sam i zaczynałem wyklejać od nowa, by nieco zmodyfikować zakończenie.

I chciałem, by całe zło, cały żal, opuściły mnie jak włosy które wypadały mi z głowy każdego dnia. By opuściły mnie jak nadzieja, że jeszcze wszystko będzie dobrze. By odeszły jak wszyscy których kochałem, lubiłem, nienawidziłem, nie znałem... Chciałem być już pusty, bez uczuć, bez jakichkolwiek znaków życia. Tylko co wtedy stałoby się z chłopcem który nauczył mnie płakać. Nie mogłem pozwolić, by umarł jak ja. Przynajmniej on musiał żyć...

Odłączyłem kroplówkę i wpełzłem na swój wózek. Pierwszy raz od pięciu miesięcy poczułem chęć zobaczenia czegoś spoza mojej sali. Chciałem zobaczyć uśmiechy pacjentów wspieranych każdego dnia przez kochające ich osoby. Poruszyłem rękoma by rozpocząć podróż. Korytarz był pusty. Gdzieniegdzie słychać było ciche pojękiwania bólu, albo ledwie słyszalny szloch. Jechałem dalej, by ujrzeć uśmiech, który dodałby mi sił, napoiłby moją potrzebę nadziei. Przyspieszyłem, bo na końcu korytarza drzwi do jednej z sal były otwarte. Gdy pojawiłem się u progu, zobaczyłem ludzi stojących na około łóżka pacjentki. To nie była rodzina, to byli lekarze i pielęgniarki. Lekarz wyraźnie podekscytowany gestykulował coś energicznie do pielęgniarki. Nic nie słyszałem. Przeszedłem w stan, w którym widziałem wszystko, ale nie dochodziły do mnie żadne dźwięki. Może dlatego, że wolałem ich nie słyszeć. Spojrzałem na kobietę w łóżku. Miała duże oczy, pewnie dlatego, że nie mogła złapać powietrza. Wygięła kręgosłup do tyłu walcząc z bezdechem. Pielęgniarki trzymały jej ręce, a ona powoli uspokajała się. Wiedziałem, że umiera. Lekarze nie reagowali, to nie miało sensu. Wiedzieli, że jeśli nie umrze dziś, to umrze jutro. Pozwolili więc, by się dokonało.

Wróciłem do swojej sali. Straciłem resztki wiary i nadziei, straciłem resztki sensu. Wiedziałem, że jestem kłamcą. Że od dawna okłamywałem sam siebie. Okłamywałem i byłem okłamywany. Kłamstwo jest kolejnym lekiem na nieuleczalne choroby. Jest podawane jako lek przeciwbólowy. Nie leczy, ale pomaga nie czuć. Pomaga znosić ból bezboleśnie. Kłamstwo. Tak bardzo się nim brzydzimy i tak bardzo na nie czekamy. Tak bardzo je potępiamy i tak bardzo go potrzebujemy. omnis homo mendax - każdy człowiek jest kłamcą.

CzekooladowyMuss
CzekooladowyMuss
  19 lipca 2008
Konto usunięte
Konto usunięte:

Co to za forma liryki?
Opowiadanie?
pragmaforever
pragmaforever
  19 lipca 2008

nienawidzę słowa opowiadanie:P proza po prostu

pragmaforever
pragmaforever
  19 lipca 2008

chyba nikomu się nie chce czytać:P

agniesiaO3
agniesiaO3
  19 lipca 2008

jeej:O uspokój się:) niektóre fragmenty fajne ale nie wiem po co reszta.. moim ale to moim zdaniem jak już tak chcecie coś napisać to napiszcie coś krótkiego i sensownego coś co łatwo trafi do nas i będzie miało chociaż najmiejszy przekaz :]

pragmaforever
pragmaforever
  19 lipca 2008

wiesz, ja nie piszę tego dla was, czyli użytkowników fotki;] ja to piszę dla siebie i tylko dla siebie a czy wam się to spodoba to już inna bajka:)

agniesiaO3
agniesiaO3
  19 lipca 2008
Konto usunięte
Konto usunięte: wiesz, ja nie piszę tego dla was, czyli użytkowników fotki;] ja to piszę dla siebie i tylko dla siebie a czy wam się to spodoba to już inna bajka:)

tak racja ja nie mówię ze mi się nie podoba nawet nie przeczytałam wszystkiego doszłam tylko do połowy i mnie nie wciąga. a dlaczego piszesz dla siebie?? nie chciałbyś się podzielić swoimi myslami ze światem??
pragmaforever
pragmaforever
  19 lipca 2008

dzielę się, ale nie będę tworzył czegoś po to by spodobało się innym:) tworze coś, żeby się w tym spełnić

agniesiaO3
agniesiaO3
  19 lipca 2008

a nie chciałbyś napisać czegoś ludziom, nie wiem coś pozytywnego np żeby na chwilę oderwali się od rzeczywistości?

pragmaforever
pragmaforever
  19 lipca 2008

czemu istnieje taki pogląd, że to co opisuje rzeczy pozytywne jest czymś potrzebnym?

agniesiaO3
agniesiaO3
  19 lipca 2008

a co innego może być potrzebne "obywatelom" którzy codziennie przezywają małe lub większe tragedie?? mi miło się czyta czy słucha o czymś dobrym, wtedy zapominam o wszystkim i moge odpocząć..
Ps.podałam przykład

AsiaczekP1991
AsiaczekP1991
  19 lipca 2008

przypomina mi to trochę formą Whartona i sama nie wiem dlaczego.... Może troche podobny styl pisania.... Oczywicie do Whartona to Ci jeszcze daleko ale...;)
Pozdrawiam i gratuluje
Ps. przeczytałam wszystko i jestem z iebie dumna;)

uesh
uesh
  20 lipca 2008
Konto usunięte
Konto usunięte: tak racja ja nie mówię ze mi się nie podoba nawet nie przeczytałam wszystkiego doszłam tylko do połowy i mnie nie wciąga. a dlaczego piszesz dla siebie?? nie chciałbyś się podzielić swoimi myslami ze światem??

Nie ocenia się dnia przed zachodem słońca...

Konto usunięte
Konto usunięte: a nie chciałbyś napisać czegoś ludziom, nie wiem coś pozytywnego np żeby na chwilę oderwali się od rzeczywistości?

Polecam ,,Feniksowe zakony itp...to bardzo pozytywne,aczkolwiek bezsensowne...

Powiem krótko,masz kolejną część???przeczytalem od razu i spodobało mi się
agrafkaaa
agrafkaaa
  20 lipca 2008

rozkreca sie niezle. lekki styl. powykreslalabym af kors, ale zkaonczenie mnie zaskoczylo, bo jest wg mnie slabe.

p.s.
nie zgadzam sie tym, ze trzeba pisac tylko o milych i przyjemnych rzeczach, bo to zalosne :D takie.. amerykanskie. Amerykanin umiera ze smutku, ale bedzie mowil, ze nieeeee 'everything is fine!" :/

Dyskusja na ten temat została zakończona lub też od 30 dni nikt nie brał udziału w dyskusji w tym wątku.