ZacnyUser
ZacnyUser
  9 września 2013 (pierwszy post)

Siedziałem ostatnio w domu, miałem akurat awarię internetu, szukałem więc jakiegoś zajęcia. Wszedłem na strych i znalazłem tam stary gramofon, niestety nie miał igły. Zastanowiłem się chwilę czym by tu ją zastąpić, pomyślałem, że doskonale nadałby się do tego kawałek kości, który mój brat satanista nosi na wisiorku, był teraz w łazience, medalik więc wisiał na lampce u niego w pokoju, skradłem go niepostrzeżenie i wróciłem na strych. Włożyłem kość w ten wihajster, co to w nim igła powinna być, wyglądało całkiem zacnie. Na półce nad głową znalazłem płytę Mieczysława Fogga, ułożyłem ją na miejscu, gdzie ułożyć się płytę w gramofonie powinno, przycisnąłem doń kość i odpaliłem machinę. Zamiast muzyki do moich uszu dotarł przeraźliwy pisk, strych się zadymił, a z obłoków wyłonił się Mieczysław Fogg i wrzasnął "TYFY, TYFY z GRAMOFIXU, CZEGO CHCESZ!?". Przestraszyłem się, ale zrozumiałem, że mam szansę odmienić swe życie, rzekłem: "chcę śpiewać jak pan, panie Mietku". Fogg strzelił obcasami i zniknął, ja poczułem ucisk w krtani, zaśpiewałem: TA OSTATNIA NIEDZIELA... i brzmiało to pięknie.

Dyskusja na ten temat została zakończona lub też od 30 dni nikt nie brał udziału w dyskusji w tym wątku.