Drake1004
Posty: 2 (po ~9805 znaków)
Reputacja: -1 | BluzgometrTM: 0
Drake1004
  4 lutego 2020 (pierwszy post)

Migająca pod starym, tekturowym kloszem żarówka ledwo oświetlała pomieszczenie. Żyrandol, niegdyś beżowy, poszarzał nieprzyjemnie. Zaryglowane od środka metalowe drzwi pokrywał brunatny osad. W niektórych miejscach
postrzępiona ciemnogranatowa farba odpadła i ujawniła rdzę. Obok znajdowało się stare drewniane okno. Krople deszczu uderzały o szybę. Szum z zewnątrz wdzierał się do środka przez nieszczelne framugi. Co jakiś czas niebo rozświetlał piorun. Po bardzo upalnym tygodniu nareszcie spadł długo wyczekiwany deszcz.
Przy drewnianym stoliku siedziało dwóch mężczyzn. Jeden z nich był ubrany w szary kubrak i spodnie moro. Jego twarz przecinała blizna, ciągnąca się od policzka aż do kącika ust. Drugi zaś miał na sobie stylowy granatowy garnitur, białą
koszulę i czerwony krawat. W ręku trzymał skórzaną aktówkę, z której wyciągnął niebieską teczkę wypełnioną zdjęciami i policyjnymi raportami. Położył ją na drewnianym, lekko podniszczonym blacie, tuż przed rozmówcą. Mężczyzna odpalił papierosa i zajął się dokumentami. Z każdą kolejną obejrzaną stroną zaciągał się mocniej niż poprzednio. Po kilku chwilach znał już całość.
- I jak, Wasilij, dasz radę? Uprzedzam cię, to zlecenie będzie trudniejsze niż zwykle.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Zgasił w popielniczce papierosa i wziął do ręki jedno ze zdjęć. Przez chwilę przyglądał się niewyraźnemu obrazowi, który przedstawiał postać ubraną w czarną bluzę. W tle migotał budynek Kremlu.
- Jak to nazywacie? - wskazał palcem na fotografię.
- Doppler.
- Ha. A wiesz, jak u nas na to mówimy? Czyszczenie ziarna. Podejmę się tego, ale stawka będzie podwójna, bo nie zrobię tego sam. Muszę zawołać jeszcze Saszę i Maksyma.
Mężczyzna wstał od stołu i wyciągnął kolejny papieros. Odpalił, zaciągnął się kilka razy i zaczął chodzić nerwowo po pokoju. Towarzyszu - roześmiał się - zdajesz sobie sprawę, że to, o co mnie prosicie, wywoła wojnę? I to nie tylko pomiędzy
Ziarnistymi, ale również wśród zwykłych ludzi. - Mężczyzna podszedł do okna i spojrzał w kierunku kolorowych dachów Soboru Wasyla Błogosławionego. Ulewa nie odpuszczała, a wręcz przeciwnie – ściana deszczu z każdą chwilą była coraz
większa. Okoliczna uliczka przemieniła się w malutki potok. Panował spokój, aż nagle rozległo się ciche stukanie do drzwi.
Wasilij podszedł powoli i spojrzał w wizjer, ale nie zauważył niczego prócz czerwonego balona unoszącego się swobodnie nad ziemią.
- Niespodzianka!.
Mężczyzna nie zdążył się nawet obrócić, gdy cios w głowę powalił go na ziemię. W jednym momencie stracił kontakt z rzeczywistością. Zapadła czarna kurtyna. Gdy się
ocknął, był w tym samym miejscu, w którym upadł. Przez kilka chwil leżał na podłodze, próbując dojść do siebie. Poczuł przeszywający ból w całym ciele, gdy tylko spróbował oprzeć się na jednej dłoni i wstać. Drugą ręką złapał za parapet i wtedy poczuł coś dziwnego. Dotknął jakiejś cieczy. Nie widział dokładnie jej koloru, ale była lepka i delikatnie ciepła. Mógł się tylko domyślać, z czym ma do czynienia.
Po kilku próbach stanął znów przed oknem. Piorun rozdarł niebo i oświetlił cały pokój. Zrobiło się jasno jak za dnia. Wasilij kątem oka zauważył cień postaci, która stała tuż za nim. Zimny pot przeleciał mu po plecach. Słyszał oddech tej osoby, ale nie mógł się odwrócić. Jakaś tajemnicza siła trzymała go w ryzach. Na szybie pojawiła się para i dziwna, czerwona pajęczyna przypominająca maleńkie żyłki.
Szczelna pułapka nie przepuszczała nawet najmniejszego promienia światła. Przy dotknięciu lepiła się i ciężko było się jej pozbyć ze skóry. Wasilij powoli odwrócił głowę. Czerwony, owalny kształt przypominający balon unosił się nad ziemią.
- Zagramy? - odezwał się znów ten sam głos.
Tym razem Rosjanin zdążył zrobić unik i stanął przed dziwną postacią. Jej zarys falował. Widział przed sobą jedynie niewyraźny, ciemny cień. Bez zastanowienia złapał za stojącą na stole lampę i rzucił nią w okno. Odruchowo zakrył twarz
ramieniem i wyczekiwał odgłosu tłuczonego szkła. Nic się jednak nie stało. Szyba pozostała nienaruszona, a po lampie nie było ani śladu. Wasilij rozejrzał się szybko, ale nigdzie jej nie odnalazł. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w drewnianą
podłogę, szukając najmniejszego śladu, chociażby skrawka rozbitej żarówki odkształcenia w deskach, zarysowania, czegokolwiek. Wyglądało to tak, jakby dziwna pajęczyna pochłonęła przedmiot, którym w nią rzucił. Zdenerwowany
odwrócił głowę w kierunku tajemniczej postaci, ale, ku jego zdziwieniu, nie było po niej śladu. Zniknęła. Wyciągnął z kieszeni telefon i włączył latarkę.
- Cholera! - Żołądek podszedł mu do gardła, gdy dostrzegł na podłodze odciętą głowę.
Twarz była zwrócona do dołu. Wasilij kopnął ją jak piłkę, aby poznać tożsamość denata. Zimny pot przeleciał mu po plecach, gdy zobaczył siebie. Martwe spojrzenie wbijało się w niego jak wiertło w gładki tynk. W ustach poczuł żółć, która z
każdą chwilą narastała. Odcięta głowa należała do niego. Trupio blady odcień skóry mógł wskazywać na to, że leżała tu od dobrych kilku godzin. Włosy i zarost były pokryte warstwą białego szronu. Mężczyzna podszedł bliżej, żeby się przyjrzeć. W momencie, gdy pochylił się nad głową, dookoła pojawiła się czerwona pajęczyna – ta sama, która przysłoniła całe okno. W kilka chwil oplotła całe pomieszczenie. Wasilij pobiegł do drzwi i próbował je otworzyć, lecz mimo tego, że zamek był otwarty, nie mógł ich nawet lekko uchylić. Był w pułapce, gdy usłyszał dziwny dźwięk. Coś zajazgotało. Tuż za nim pojawiła się niebieska wiązka światła. Mężczyzna zaczął się w nią wypatrywać. Była podłużna i z każdą chwilą coraz bardziej się rozszerzała. Nagle w jej wnętrzu pojawił się obraz: przejście podziemne z posadzką wykonaną z jasnego granitu i ściany z czerwonej cegły. Co jakiś czas pojawiał się w nim jakiś człowiek.
Kolejna sztuczka Dopplera?, spytał sam siebie w myślach. Wyciągnął rękę i zobaczył, że jego dłoń zanurza się w bezcieczowej tafli wody. Zrobił kolejny krok i przeszedł na drugą stronę. Lampy oświetlające podziemne przejście zaczęły migotać. Wszystko wokół nagle pociemniało. Zapadł nieprzenikniony mrok. Nagle w oddali pojawiło się światło. Wasilij poszedł w jego kierunku, a gdy był już blisko,
zauważył stojące samotnie krzesło. Nie było to jednak zwykle siedzisko. Na oparciu miało zamontowane elektrody i lampki. Była tam również dziwna klamra, która prawdopodobnie służyła do zamknięcia obiegu. Nagle wszystkie światełka rozbłysly, a z niektórych elektrod zaczęło iskrzyć.
Zza pleców dobiegł go niepokojący dźwięk, jakby płacz dziecka. Mężczyzna odwrócił się szybko i ujrzał bladą postać o niebieskich oczach. Nie miała prawie włosów ani zarostu. Jej całe ciało pokrywała delikatna warstwa białego szronu, pod którą widać było sieć maleńkich błękitnych żył, tworzącą coś na wzór skorupy. Postać poruszała się nienaturalnie, prawie nie zginała kończyn. Na wyprostowanych rękach niosła malutkie dziecko. Niemowlak co chwila dawał o sobie znać donośnym krzykiem. Wasilij obserwował, jak istota kładzie zawiniątko na krześle i staje obok. Czuł na sobie jej wzrok. Zrobił krok do przodu, lecz nic się nie wydarzyło. Po chwili
podszedł na tyle blisko, że mógł ujrzeć dokładnie twarz dziecka. Prawy policzek pokrywało rozległe poparzenie, a warga była delikatnie uniesiona do góry, przez co niemowlę przez cały czas nie mogło zamknąć ust. Najgorzej jednak wyglądało lewe oko, zasklepione strupami, spod których wypływała żółta ciecz. Nagle z niewidzialnej
ściany wyrosła w powietrzu czerwona wajcha, światło zgasło, a gdy znów rozbłysło, dziecka już nie było. Wasilij znów stał w swoim mieszkaniu. Deszcz uderzał co chwila o szybę, słabe światło oświetlało całe pomieszczenie. Ze stołu zniknęły
dokumenty. Nigdzie nie było także osoby, która je przyniosła. Mężczyzna był całkowicie zdezorientowany. Zaczął się zastanawiać, czy była to projekcja, wizja, czy jedno i drugie. Nie zdołał jednak tego stwierdzić. Zaczerpnął szybko powietrza i poczuł delikatny ból. W tej samej chwili rozległ się dźwięk telefonu. Wasilij szybko sięgnął do kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Na ekranie widniał nieznany numer.
- Halo?
- Wasilij Jewczenko?
- Tak, a o co chodzi?
- Mam dla pana propozycję nie do odrzucenia. Spotkajmy się jutro o
dziewiętnastej na placu czerwonym. A, i proszę zabrać Maksyma, lecicie do
Warszawy.
Rozmówca rozłączył się, a przy próbie oddzwonienia pojawił się dźwięk przerwanego połączenia. Głos przypominał sekretarza Bereszenkę, pierwszego architekta Rosji. W głowie Wasilija kłębiły się różne myśli i pytania. Wiedział jednak, że nie może odmówić.
Podszedł do stołu, na którym leżała rozpoczęta paczka papierosów, i odpalił jednego. Zaciągnął się mocno i wypuścił z ust dym, formując z niego kółka. Szara mgła wypełniła całe pomieszczenie. Tej nocy nie mógł zasnąć. Potężna nawałnica
przetaczała się wówczas przez Moskwę. Wiele dróg i uliczek zostało zalanych. Połamane drzewa i uszkodzona iglica Soboru Wasyla Błogosławionego to jedynie niewielki ułamek zniszczeń, jakie poczyniła matka natura – potężna i równie piękna, co przerażająca.

Dyskusja na ten temat została zakończona lub też od 30 dni nikt nie brał udziału w dyskusji w tym wątku.