Jeśli nie jesteś w stanie nienawidzieć, nie będziesz w stanie też kochać. Nienawiść jest bowiem antytezą miłości, a jeśli nie byłoby nienawiści, to taka miłość, do której się przymuszałoby, nigdy nie jest bezinteresowna i traci wiele ze swojej siły i magii, chyba, że jest ona upragniona. Człowiek, wyznający uczucie bez skazy, traci wiele zdrowych cech, pozwalających mu przetrwać w społeczeństwie, takich, jak autoidentyfikacja i odróżnianie swoich od obcych.
Przemyślałem to sobie.
Relacje między miłością i nienawiścią.
To samo dotyczy tzw. mowy nienawiści. Nie pozwalając nienawidzieć, nie będziesz pozwalał kochać, jednocześnie wstrzykując znieczulicę "tolerancji", "holocaustu" czy "antyfaszyzmu" w zdrowe społeczeństwo. To wszystko idzie na jedno kopyto. Nie jest zdrowy organizm zbiorowy człowieka, rodziny, pary, czy narodu, któremu odbiera się prawo do wyrażania innych uczuć, poza miłością, nie wytrzyma i będzie się staczać. Jednocześnie, będzie on, ja, ty, uprawiać partyzantkę wobec takiej miłości i ostatecznie znienawidzi miłość, i to tak bardzo, że nigdy już nie będzie zdolny do jakichkolwiek uczuć.
Fizyka kwantowa wysiada przy takich paradoksach. Wystarczy stworzyć pytanie : co to jest miłość ? Odp. masz : samo słowo ma 700 synonimów. Zamieniamy więc miłość, jako relacja ? Odp. biologia mózgu jak dopamina, oksytocyna (stan narkotyczny). Zamieniamy wiec miłość jako układ ? ona i on mają siebie i sobie stworzyli zależności, gdzie reszta świata, spada na poziom lekko poza krąg danego paktu .Zamienimy więc miłość, jako pozazmysłowy, nadnaturalny duchowy byt metafizyczny? (religijne akcje [wiara, nadzieja i miłość] ) Dam już spokój, bo sens, poszukiwania sensu tematów abstrakcyjnych nie ma sensu.