- Krzychu, a ty wiesz, jak ja się ze swoją Ilonką poznałem? - Nie... - W kolejce w aptece. Po gumy stałem. - Nie gadaj! - Poważnie. Ona za mną w kolejce stała. Ja brałem sobie na zapas - mówię do sprzedawczyni: "Proszę sześć prezerwatyw". Patrzę - Ilona (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak ma na imię) stoi za mną i się uśmiecha. Zrozumiałem, że nastał mój czas. Obejrzałem ją tak od stóp do głowy i rzucam do sprzedawczyni: "Proszę siedem". W kolejce za nami słychać śmiech, ja błyszczę po prostu... - Ekstra! - No tak. A ona do mnie: "Co tak mało? Bierz od razu dwanaście!" Ja zaniemówiłem, kolejka zamarła... - I co, co?? - No, kupiłem dwanaście, już chciałem odchodzić, ale rzucam do niej na odchodne: "To co, poczekać?", na co ona: "No, będziesz musiał poczekać..." i do sprzedawczyni: "Paczkę tamponów poproszę".
Kawały / Dowcipy strona 1 z 2
:) hej koleżanka odżyła --- to bardzo fajny kreatywny pomysł .... buziaki wszystkim kochanym motylkom :) ognistym i nie ognistym ....
Drogie Panie bardzo przepraszam :( ..... żałuje za wszystkie głupoty na forach ... ale ta czarna lista ..... ... poniżanie ..( co to jest wyścig szczurów jakiś ?! rankingi kto dalej wyżej ..... ????? zmiany są czasem konieczne ... niech wszyscy myśla głowami
przychodzi baba do lekarza :
baba: Panie doktorze -- wszystko mnie wku!w@a
lekarz: to mam wejść czy wyjść ? :)
Facet sprzedawał węgiel na worki w dzielnicy starych kamienic na Pradze.
Stoi na podwórku i krzyczy:
- Węęęgiel na worki sprzedaję, węęęgiel na worki!
Z jednego z balkonów panienka się wychyla i woła go:
- Gościu, kopsnij do mnie ze dwa worki.
Węglarz wnosi węgiel i mówi:
- 60 zł się należy.
Na to dziewczyna:
- A może rozliczymy się barterowo?
- Jak?
- No, za ten worek węgla Ci w naturze zapłacę, lodzika chlapnę na przykład - mówi zalotnie panna.
- Ooo, nie... Ja już tak pół transportu przejeb@^em - za ten worek kasę muszę wziąć!
Pewnego dnia szef dużego biura zauważył nowego pracownika. Kazał mu przyjść do swego pokoju.
- Jak się nazywasz?
- Jurek - odparł nowy.
Szef się skrzywił:
- Słuchaj, nie dociekam, gdzie wcześniej pracowałeś i w jakiej atmosferze, ale ja nie zwracam się do nikogo w mojej firmie po imieniu. To rodzi poufałość i może zniszczyć mój autorytet. Zwracam się do
pracowników tylko po nazwisku, np. Kowalski, Malinowski. Jeśli wszystko jasne, to jakie jest twoje nazwisko?
- Kochany - westchnął nowy. - Nazywam się Jerzy Kochany.
- Dobra, Jurek, omówmy następną sprawę.