Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłem zbrodniarzem, bezwzględnym bandytą. Teraz pomagam innym

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
Piotr Stępniak jest przykładem na to, że człowiek może się diametralnie zmienić. Bił, kradł, krzywdził. Dzisiaj pomaga ludziom wybrać właściwą drogę.
Piotr Stępniak jest przykładem na to, że człowiek może się diametralnie zmienić. Bił, kradł, krzywdził. Dzisiaj pomaga ludziom wybrać właściwą drogę. fot. Dorota Nyk
- Należałem do mafii, 20 lat przesiedziałem w więzieniu - przyznaje bez ogródek Piotr Stępniak. Dziś jest przykładem na to, że człowiek jednak może się zmienić.

Spotykam go w Głogowie, ale nie jest stąd. Przyjeżdża tu tylko od czasu do czasu, żeby spotkać się z młodymi ludźmi i im o sobie opowiedzieć. Wygląda groźnie. Potężne bary. Tatuaże na całym ciele. Twarz poorana bliznami, zdeformowany nos. Pamiątka po próbie samobójstwa, kiedy w akcie desperacji rzucił się na szybę. Stracił oko. Nie ma jednego płuca.

- Wiele razy mogłem sobie zrobić operację plastyczną. Ale nie chcę, bo moja twarz świadczy o moim życiu - uważa. A jego życie mogłoby służyć za scenariusz filmowy. Trudno uwierzyć, że komuś to wszystko mogło się przydarzyć.

- Jako młody chłopak chciałem zostać strażakiem - wspomina. Ale w realizacji planów przeszkodziła mu rodzina. Ojciec pił. Wciągnął matkę. Ich syn, Piotr, trafił do domu dziecka, a potem został bandytą.

Pierwszy raz ukradł mając osiem lat. Pomagał starszym kolegom napadać i rabować. Chodził z nimi na meliny i poznawał dorosły świat. - Mówili mi ludzie, że źle skończę i wyszedłem im naprzeciw. Stoczyłem się - opowiada.

Kilka lat przesiedział w poprawczaku. Gdy miał 17 lat, trafił do OHP w Gdańsku. Przystał do skinów. Napadał na Cyganów i czarnych studentów. Wtedy miał pierwszy wyrok. Dostał dwa lata za pobicie czarnoskórego studenta na rynku we Wrocławiu.

Był trudnym więźniem. W 1981 roku, w trakcie odsiadki, wszczął bunt. Najpierw w jednym, potem w drugim więzieniu. Były bójki, okaleczenia. Za to przesiedział jeszcze dłużej…

Za kratami poznał ludzi z mafii. Gdy wyszedł na wolność, zaczął handlować narkotykami, spirytusem, kradzionymi samochodami. Uczestniczył w sprzedaży kobiet do niemieckich burdeli. Ściągał długi od ludzi, którzy byli dłużnikami mafii za ochronę. Wyróżniał się brutalnością w biciu, torturach, gwałtach. Kilka razy trafił do więzienia. Tam grypsował, rządził spacerniakiem. Stawał się coraz bardziej okrutnym człowiekiem.

W jednym z więzień wszczął burdy z klawiszami. Za to tak go pobili, że pękła mu gałka oczna. Jeździł po szpitalach, ale oka nie dało się uratować. Stracił wzrok. Potem okazało się, że ma raka. Znów szpitale, leczenie. Wycięli mu płuco, ale lekarze nie dawali szans. Twierdzili, że są przerzuty.

- Byłem wtedy skazany na 25 lat więzienia. Nie chciałem czekać na śmierć za kratkami - opowiada. Jaki miał pomysł? Samobójstwo. Kilka razy próbował. Wszystkie próby przeżył, na twarzy zostały mu blizny.

- Najpierw rzuciłem się na szybę. Potem jeszcze osiem razy próbowałem się zabić. Podcinałem sobie żyły i gardło. Rozcinałem brzuch, wieszałem się. Za każdym razem mnie ratowano. Widocznie miało tak być. Jezus tak chciał.

Przełomem było spotkanie w więziennym spacerniaku. Podszedł do niego człowiek i zaczął opowiadać mu o Jezusie. - Nie rozumiałem o co mu chodzi. Spuściłem mu łomot - wspomina. - Ale podszedł do mnie następnym razem. W końcu go usłyszałem, dotarło do mnie, że mogę wszystko zmienić.

- Wcześniej nikt ani nic nie było w stanie zmienić mojego postępowania - opowiada. - Różni ludzie mi tłumaczyli. Strzelano do mnie, o mało co nie zginąłem, i to nie raz. To mnie nie zmieniało, nie wpływało na moje życie. Ale wreszcie, po tej rozmowie w spacerniaku, stałem się innym człowiekiem.

Wyobraźcie sobie, że inny Stępniak dostał inne życie. Zmniejszyli mu wyrok z 25 na 15 lat. Odsiedział 13, zwolnili go wcześniej za dobre sprawowanie. - Dziś jestem wolny, szczęśliwy. Mam dom, rodzinę, dwóch synów. Mam jedno oko, jedno płuco. Nie choruję, normalnie funkcjonuję - opowiada na spotkaniach w Miejskim Ośrodku Kultury w Głogowie.

Mieszka w Ostrowie Wielkopolskim. Ewangelizuje więźniów, działa w profilaktyce alkoholowej i narkotykowej. Od pięciu lat jeździ po Polsce i rozmawia z młodzieżą jako wolontariusz Stowarzyszenia Pomocy Arka Noego, którego celem jest wcielanie w życie biblijnej zasady: łaknącemu dać jeść, pragnącemu dać pić, przechodnia przyjąć, chorego odwiedzić, do przebywającego w więzieniu pójść.

Ma pogadanki z przyjaciółmi, którzy także wiele przeszli, lecz zrozumieli, że nie tędy droga. Głogów, Świebodzice, Szprotawa, Lubin - to jego trasa w ostatnich miesiącach. Jedzie do Rzeszowa na uniwersytet, i do Tarnowa, a niedawno był w Wałbrzychu. Zapraszają go do szkół, domów dziecka, zakładów poprawczych.

- Pokazujemy młodym wartości, mówimy im o dobrych wyborach. I o tym, jak można sobie zmarnować życie - na naszym przykładzie. Oczywiście głośno mówimy o tym, że naszym autorytetem jest Jezus - mówi.

Człowieka trudno zmienić. Ale on stanowi przykład, że jest to możliwe. - Jestem takim głosem zza grobu. Dostałem szansę na drugie, inne życie - mówi. - W mojej grupie przestępczej było ze 30 osób. Dziś dwie żyją. W tym ja jestem. Część się zaćpała, część zginęła w różnych porachunkach. Niektórzy sami się zabili.

Ma świadomość, że skrzywdził wielu ludzi. Niektórych win nie odkupi. - Moja córka z pierwszego małżeństwa jest dziś narkomanką - mówi z bólem. - Przeze mnie, bo rozstałem się z jej matką. Matka znalazła sobie kolejnego męża, ma z nim dzieci, a nasza córka została na boku. Stoczyła się. Bierze narkotyki, jej życie jest dziś tragiczne.

- Przykro mi, bo przecież sam kiedyś to świństwo sprzedawałem młodym ludziom. Chciałbym jej pomóc. Ale ona mnie odrzuciła. Zapytała: a gdzie byłeś, jak cię potrzebowałam?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska