Widzę, że nikt nie kwapi się do napisania, więc zacznę ja :D
Moja przygoda z Manchesterem United zaczęła się w sezonie 1998/99. W eliminacjach Ligi Mistrzów MU trafiło wtedy na polski ŁKS Łódź. Z tego co pamiętam MU wygrało 2:0 i zremisowało 0:0. Potem obserwowałem ich grę w dalszej części sezonu LM, zwłaszcza gra duetu Cole-Yorke i bramkarza Petera Schmeichela, który już wcześniej był moim idolem. No i oczywiście nigdy nie zapomnę finału LM z Bayernem Monachium na Camp Nou w Barcelonie. Na początek utwór "Barcelona" w wykonaniu mojego ulubionego wokalisty, nieżyjącego już, Freddiego Mercury'ego i Montserrat Caballe (ona na żywo, on z telebimu). Do dziś mam dreszcze jak to słyszę :) No a potem niezapomniane widowisko: bramka Baslera z rzutu wolnego w 6 min. (diabelsko sprytnie wykonany strzał), potem prawie 90 min. walki o wyrównanie. W międzyczasie Bayern ściągnął Mattheusa, SAF wprowadził Sheringhama i Solskjaera. Do dziś pamiętam minę Lothara jak wspomniana dwójka jokerów zapewniła triumf Czerwonym Diabłom :) Cudowny wieczór i najlepszy jak dla mnie mecz jaki miałem okazję oglądać :)
Tak wygląda moja historia. Czekam teraz na Wasze wspomnienia drodzy Klanowicze :)
W TYM SEZONIE ZNÓW RED DEVILS BĘDĄ ZIONĄĆ OGNIEM AŻ MIŁO !!!